Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale to była potęga finansowa, człowiek który i pożytecznym bardzo i szkodliwym téż mógł się stać gdy chciał — musiano więc żyć z nim na dobréj stopie, choć przyjaciół nie miał i nie zdawał się zbyt tęsknić za nimi.
Pomiędzy innemi domami, do których Zbrzydowski uczęszczał, był i hrabiostwa Zygmuntowstwa, bo lubił się obracać w tych sferach, do jakich zdawało mu się iż liczyć się miał prawo. Oni go nigdy nie potrzebowali, bo rządzili się szczęśliwie, a stary hrabia, pilnie strzegąc zachowania majątku, robienia go nagwałt nie miał na celu.
Zwykle gdy Zbrzydowski kogo zaszczycił odwiédzinami, o czém inném mówić nie umiał, tylko o tém co w sercu miał i w głowie — o sobie, o swoich spekulacyach, o majątku, kłopotach, nawale pracy i olbrzymich przedsiębiorstwach. Lubił chwalić się tém, a przycinać innym, co tracili majątki, co nie mieli tego geniuszu tworzenia z niczego, jakim on się chlubił.
Słuchano go w milczeniu i niekiedy tylko hr. Zygmunt pozwolił sobie lekkiego przycinku, który Jan Paweł w żart obracał.
Jednego tedy wieczora, gdy Zbrzydowski, wedle swojego zwyczaju, zabawiał hrabiostwo narzekaniami, wyrwało mu się i to, że potrzebował bardzo człowieka zdolnego a sumiennego, któryby