Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czasu, choć godzina była bardzo późna, Bernard zaszedł do jego mieszkania, aby go sobie zamówić na jutro.
Strusiński — takie było nazwisko patologa — nie miał wielkiéj praktyki i nie bardzo się nią lubił zajmować. Pisał dużo o medycynie, robił doświadczenia, ale do chorych szczęścia nie miał. Zastał go téż w domu nad rozprawą jakąś Bernard i dosyć kwaśno był przyjęty, ale ostatecznie Strusiński pomocy swéj odmówić nie mógł i przyrzekł nazajutrz czekać na Bojarskiego, chociaż widać było, że to czynił z musu i niechętnie.
Rano, po nocy niespokojnie spędzonéj, Bernard już był u drzwi doktora i razem z nim poszli do kamienicy nad Wisłę. Strusiński na schodach wpadł w ogromną pasyą i gniéwny na ludzi, którzy domy tak zatrutego powietrza pełne wynajmowali, na władze miejskie, niepilnujące porządku i t. d.... zgóry słowem wyrzekł, że najzdrowszy człowiek w takiéj kloace zgnić musi.
Klarę zastali po wczorajszéj gorączce wieczornéj osłabłą, wycieńczoną, z głową ciężką i po niedawnéj wielomówności, milczącą, jakby osłupiałą.
Tomcio, przebudzony, bawił się na podłodze i na widok obcych przestraszony przypadł do łóżka matki, tuląc się pod jéj opiekę.
Strusiński, nachmurzony, począł badanie cho-