Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bostkę, coś coby go do pospolitych stworzeń czyniło podobnym — i nic znaléźć nic umiano.
Dawni znajomi, którzy go znali, gdy przy matce żył inaczéj i na wcale przyzwoitéj stopie — trochę zrażeni byli tém, co zwali upadkiem i zwichnięciem. Coraz bardziéj utwierdzano się w przekonaniu, że w głowie Bojarskiego czegoś brakło, że jakieś dziwactwo przyplątało się do znakomitych zdolności. Złośliwsi gotowi byli posądzić go, iż umyślnie czynił się dziwakiem, aby siebie od innych wyróżnić.
Rzadko kto go tu odwiédzał.
Grochowski, który sam się mieścił w nieodgadnionéj gdzieś i tajonéj dziurze na strychu, dotarł tu, aby się przekonać naocznie, jak Bojarski nowe sobie życie urządził.
Obszedł i zrewidował wszystkie kąty, głową potrząsał i znalazł, że stosunkowo ten strych literacki był dosyć praktycznie wybrany i znośny.
— To tylko złe — skonkludował — że niezmiernie od miasta daleko, a po robotę i z roboty trzeba jużciż maszerować do ogniska.
— Mam trochę ruchu, a na wypadek parasol i kalosze — rzekł Bernard.
— No, i jesteś optymistą — dodał Grochowski.
— Powiédz coby mi to pomogło, gdybym pesymistą został? — odparł gospodarz.
Skórka, ów wódz Cyganów-literatów, dowie-