Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale siebie nie znasz, a może i ludzkiéj natury — przerwał Grochowski — a właśnie dlatego, żeś nie używał nigdy, przyjdzie na ciebie godzina, gdy wszystkie pragnienia śpiące w tobie się obudzą i domagać będą zaspokojenia.
— Na to jest jeden tylko sposób — począł Bojarski — należy walczyć i głupim zachciankom ciała opiérać się siłą duszy.
Grochowski desperackim ruchem okazał jawnie, że dysputować z człowiekiem, który wszedł na to pole, nie myślał.
— Ciało ma swe prawa — odparł zimno — i nie rozumiem, dlaczegobyśmy mieli wymagania jego odpychać. To są... to są...
Chciał coś powiedziéć dobitnego, ale przez wzgląd na Bernarda, zamilczał nagle.
— Mój kochany Piotrusiu — począł, korzystając z jego milczenia, Bojarski. — Gdyby nie było innych powodów do walczenia z ciałem, starczyłby ten, że bój ten prowadzi do wyswobodzenia człowieka. Wierz mi, że potężniejszym jest ten, który po Diogenesowsku obejść się potrafi kawałkiem chleba i wodą, niż pieszczony wychowaniec losu, który bez łakoci istniéć nie może. W życiu mojém spotkałem dwa przykłady potwierdzające to, co mówię... Znam człowieka, który czując w sobie powołanie duchowne i mając wdziać sukienkę kleryka, poświęcił kilka miesięcy umartwieniom