Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prac swych literackich; dlaczegóżby on także nie miał się im oddać i poświecić cały?
Zajęcie to więcéj przypadało mu do smaku, niż dawanie lekcyj po pensyach.
— Słuchaj-no, Piotruś — zaczepił go — nie wiem czy słyszałeś o tém, że mi prawie wszystkie lekcye się powymykały. Jestem zupełnie wolny. Prawdę powiedziawszy, mieli słuszność, że mnie odprawili, bo jestem złym nauczycielem, to nie moja rzecz... Otóż, mój Piotrusiu, ty, co żyjesz z pióra, powiédz mi otwarcie, ja ci konkurencyi niebezpiecznéj nie uczynię — jakby to można znaléźć co do roboty, coby się jako tako opłaciło?
Skrzywił się Grochowski.
— Jakto, ty zszedłeś już na pióro? — zawołał. — Nie winszuję ci. Ja, co istotnie ssę z niego soki żywotne, mogę ci najsumienniéj zaręczyć, że smutniejszego zawodu niéma na świecie... Lepiéj już buty szyć, bo te przynajmniéj pewną oznaczoną mają wartość, gdy praca literacka zawsze się tak honoruje, jakby ci dawano jałmużnę, a żebrać jeszcze trzeba o nią, aby znaléźć.
Bojarski niedowierzająco głową potrząsał.
— Jużciż tak źle być nie może. Ty jesteś pesymistą... Niepodobieństwo, aby człowiek sumienny, pracujący uczciwie na skromny kawałek chleba, nie zarobił piórem.
Śmiał się Grochowski.