Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zawahał się trochę Bernard; ale lud mu przyszedł na myśl, a z nią pokusa.
— Jedź — dodał hrabia — nie wahaj się. Mamy dla ciebie miejsce w powozie, prosimy i czekamy.
Chciał się jeszcze namyślać Bojarski, ale stary hrabia chwycił go za ręce i z pańską swą, dobroduszną poufałością ujmującą rzekł, nalegając:
— Jedź, zrobisz nam przyjemność, a naprawdę i tobie lepiéj będzie, niż w mieście. Człowiek nigdy całkiem wsi i natury wyrzekać się nie powinien. Poeta jesteś, masz obowiązek kochać sielankę, zwłaszcza naszę własną....
I jakby odgadnął myśl wahającego się Bernarda, dodał wkońcu, śmiejąc się:
— Będziesz lud nasz studyował i poemat napiszesz, w rodzaju Wiesława.
W ten sposób dał się namówić do podróży Bojarski. Powierzył swe mieszkanie opiece Żardyńskiego, Klarę i jéj zakład pani L., a sam, odżywiony i wesół, siadł do koczyka, razem z hrabią Zygmuntem.
Z głową polną tego ludu wieśniaczego, u którego się najstarsze całego rodu człowieczego tradycye przechowały i który wszędzie przedstawia jakby źródło, jakby surowy materyał narodu — Bernard przybył do staréj, cichéj rezydencyi hr. Zygmuntowstwa, dokąd i syn ich Leon miał z Galicji przyjechać w odwiédziny. Od wielu lat już