Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jéj. Chciał podziękować za bytność na pogrzebie i cmentarzu. Zbliżając się do dworku, zdziwił się naprzód, postrzegłszy iż firanek w oknach znowu nie było. Nie rozumiał, co to miało oznaczać. Drzwi zastał zamknięte, a gdy do nich zapukał, z sąsiednich wyszła służąca obszarpana i zawołała szorstko:
— Czego się tam dobijacie? Tam niéma nikogo.
— A ta pani, co tu mieszkała? — zapytał Bernard.
Ręką pogardliwie rzuciła kobiéta i zamruczała:
— Jak to przyszło, tak i poszło. Wyniosła się i niéma.
— Dokąd?
— Albo ja wiem?
I stuknąwszy drzwiami, sługa zniknęła.
Na zamkniętych drzwiach dopiéro teraz dostrzegł Bernard przylepioną kartkę, na któréj bardzo niezgrabnie nakréślone było:
— „Panna K. Saska, ulica Wierzbowa.... Numer... drugie piętro.”
Nie mógł się domyśléć Bojarski, co znaczyła ta tak nagła zmiana mieszkania, ale serce mu uderzyło niepokojem. Chociaż ulica zapowiadała polepszenie jakieś, zląkł się Bernard, aby ono drogo okupioném nie było. Tu biédną, ubogą, znękaną, spodziéwał się jeszcze powolnie nakłonić do zmia-