Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ja się odezwał za tobą? — odparł Piotruś.
— Czyń co ci twoje przekonanie dyktuje, a mnie nie pytaj — dokończył Bojarski.
— Nie obchodzi cię wiec los poematu? — badał Grochowski.
— Wiész co — po namyśle rzekł Bernard — jestem tego przekonania, że poemata, jak ciała na powierzchni płynów, utrzymują się lub toną specyficzną wagą swoją, a nie sztuczném ich podtrzymywaniem. Nie pomoże wiec nic — i Fragmenty doznają tego losu, na jaki zasłużyły. Amen. Z wydania ich skorzystałem tylko tyle, że się wiele nauczę i poznam jak trzeba pisać, aby być zrozumianym. Jestem zupełnie spokojnym. O sławę mi nie idzie.
— Masz słuszność — odparł Grochowski — bo sława jest bańką mydlaną, którę bawią się umysły słabe i dziecinne; ale ma ona jednakże swą wagę i znaczenie. Jest siłą i daje ją. Pisma ludzi znanych nie przechodzą niepostrzeżone. Z pomocą sławy człowieczyna sobie może tłuściéj posmarować powszedniego chleba kawałek.
— A! — rozśmiał się Bojarski. — Co do kawałka chleba, różnimy się także w pojęciach o jego wartości. Ludzie przemyślają nad tém, jak na przykład w piecu napalić, najmniejszą możliwą ilość drzewa zużywając, a nikt nie chce popracować