Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

omyłek, które w poezyi raziły jeszcze okrutniéj, niż w prozie.
Bernard od deski do deski odczytał jednym tchem drukowaną pieśń tę, wszystkie marzenia młodości zamykającą w sobie. Był nią dumny, wydała mu się lepszą, niż się spodziéwał.
Z trwogą wyczekiwał, co téż ludzie o niéj powiedzą. Nie mając tych pism wszystkich, w których wzmianka o poemacie znajdować się mogła, musiał, rad nierad, szukać ich po kawiarniach i w bibliotekach.
Oprócz suchego ogłoszenia księgarskiego, bardzo długo nic o sobie znaléźć nie umiał w żadnéj gazecie i dzienniku.
Na ulicy spotkał go tylko dawno niewidziany hrabia Zygmunt, podszedł do niego, pozdrowił i z uczuciem powinszował mu poematu.
— Żona moja jest zachwycona nim — rzekł. — Przyjdź-że do nas... nie widujemy cię, słyszeliśmy że straciłeś matkę... nie zapominaj o przyjaciołach. Smutkiem i radością dzielić się potrzeba.
Bernardowi trochę ciepła wlało to w duszę; nabrał nadziei lepszéj. Hrabina miała zdanie zdrowe i znajomość literatury, które sądowi jéj nadawały wielką cenę.
Powrócił do domu odżywiony.
Tu na stole znalazł z kartą profesora Żardyń-