Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bronili go ci, co bliżéj znali i piękną duszę ocenić umieli, ale to przypisywano szlachetności ich i opinia raz powzięta, nie dawała się zmienić.
Na kilku pensyach trwożliwe o sławę ich panie zawahały się z zatrzymaniem profesora, którego posądzano o przekonania niezgodne z temi, jakie większość wyznawała. Liczba godzin zmniejszała się. Dosyć było przykładu jednéj z przewodniczek zakładów, aby inne poszły za nią. Za właścicielkami pensyj poszli inni; wypowiadano pod różnemi pozorami lekcye, a następowało to po sobie tak żywo, iż Bojarski, nieprzygotowany, znalazł się w położeniu nader przykrém.
Przed matką nie mógł i nie chciał się przyznać; robił więc długi, nie wiedząc, co począć. Nie opuściło go męztwo i gotów był cierpiéć a walczyć, nie tracąc ducha, ani się rzucając do jakichś awanturniczych środków podźwignięcia w opinii u ogółu — ale matka, matka!... Sądził, że ona nie wiedziała jeszcze o niczém, nie domyślała się coraz gorszego położenia.
Tymczasem biédna staruszka płakała po nocach, bo instynkt macierzyński obdarzył ją jasnowidzeniem.
Nie umiała sobie wytłumaczyć przyczyn, które ubóstwianego, szlachetnego, dobrego Bernardka strąciły z téj wyżyny, na któréj stać był godzien; ale czuła i wiedziała, że szło źle i coraz gorzéj,