Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trochę złagodniéć i choć pozornie zmienić nawyknienia. — Potém zrobię z nim co zechcę — mówiła, pocieszając się na zakończenie.
Z drugiéj strony przybycie radzcy wyobraźnię jéj ciągnęło na wcale inne drogi. Była młodą, mogła się podobać, zawracać głowy i w świecie wesołym znaléźć nowego protektora.
Zwierciadło, w którém się długo przeglądała, mówiło jéj że choroba i zmartwienia chwilowo tylko odebrały jéj wdzięk i świéżość. Nie miała lat trzydziestu... wszystko jeszcze było przed nią.
Bernard stał tylko w odwodzie, w najgorszym razie, bo z nim życie było dla niéj groźbą walki i wojny. Wolała aby pan radzca przez przyjaźń znalazł jéj co innego... bogatego rozrzutnika, któryby się dał uwikłać i związać.
— Ale tym razem — szeptała pocichu — nie będę tak głupią, jak z Francuzem, o nie!... Będę zbiérała i myślała o jutrze i nie dam się tak łatwo wywieść w pole próżnemi obietnicami.
W życiu panny Klary był to dzień stanowczy szczęśliwego zwrotu ku nowym nadziejom. Świtała jéj znowu jutrzenka dni lepszych... Chciała być młodą i piękną, a wola kobiéty nawet tego cudu dokazać może.
Stara służąca poznać jéj nie mogła, tak kilka godzin tych ją zmieniło.