Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szedł do niéj w nadziei, że nieszczęście skłonniejszą ją uczyni do poprawy, do skruchy, do zupełnéj życia zmiany. Znalazł ją przeciwnie zbolałą, ale razem złośliwą, mściwą i nawet umysłowo upadłą, niższą niżeli była za świetnych swych czasów.
Serce, na które rachował, nie otworzyło się, nie zmiękło. Łzy, których był świadkiem, wyciskał nie żal, ale uczucie gniewne, bunt przeciwko losowi. Nie przyznawała się do winy... Zrzucała wszystko na ludzi.
To piérwsze jednak niepowodzenie nie zraziło Bojarskiego; powiedział sobie, iż wielka zmiana w umyśle człowieka nigdy nagle spełnić się nie może. Wymaga ona czasu, stopniowego, powolnego działania, odrodzenia zawsze trudnego, które całą naturę musi przerobić do szpiku kości.
Ideał lat jego dziecinnych, nie bacząc na zszarzanie jakiemu uległ, dla niego, mimo wszystkich swych plam i zwiędnięcia, mimo odarcia z piérwszego blasku młodości — cudowném jakiémś i niepojętém działaniem wyobraźni pozostał zawsze ideałem, co serce poruszał i pociągał ku sobie.
Bernard wstydził się swéj słabości, była ona niepojętą dla niego samego, ale oprzéć się jéj nie mógł. Obudzała w nim litość niezmierną, miłość szaloną, gorączkę pragnienia, aby w nią mógł wlać własnę duszę i nowe życie. Widział w niéj