Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Uśmiéchnęła się gospodyni.
— Masz go pan za przyjaciela swego? — spytała.
— Jest nim, jak sądzę — odparł zdumiony zapytaniem Bernard.
— Co nie przeszkadza, że chórem za innymi przeciwko jego książce otwarcie się oświadcza i napada na nią.
Bojarski słuchał, milcząc.
— On piérwszy mi przepowiadał jéj skutek — rzekł — i nie mam mu za złe, że mimo przyjaźni dla mnie to głosi, co sądzi być i co dla niego jest prawdą.
— Powinienby jednak stawać w obronie — szepnęła hrabina.
— Zdaje mi się — przerwał Bojarski — że ja sam chyba, rozjaśniając myśl moję, o ile się to da uczynić, będę mógł rozproszyć skutki piérwszego wrażenia; ale to mnie wciąga w polemikę, która jest wielką stratą czasu i siły. Cóż robić? kto rozpoczął niebacznie, kończyć téż musi.
Rozstanie się z hrabiostwem tego wieczora już było tak serdeczne prawie, jak dawniéj. Oboje oni zrozumieli i uniewinnili Bernarda.
On wyszedł pocieszony od nich; ale teraz każdy dzień niemal przynosił mu jakąś troskę i dowód ludzkiéj złośliwości.
Zazdroszczono mu lekcyj licznych, o które się