Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się zgodzę, choć wszystko z talentem pisane, starannie opracowane i dziś, gdyśmy zastygli, budzące do żywota... Nie spodziéwaj się jednak, aby książka przeszła bez opozycyi, bez krytyki, bez wywołania małéj wojny. Kilku nowych poetów sądzisz surowo, powiem sprawiedliwie, lecz jednych opromienia aureola poświęceń, blask cierpienia i niedoli, za drugimi mówi gorąca miłość dla kraju, targnąć się na nich nie można, nie narażając ogółowi, nie podając w podejrzenie.
— Są to względy podrzędne — rzekł Bojarski. — Quandoquidem bonus dormitat Homerus. Można być wielkim mistrzem i poetą, a niezawsze miéć natchnienie i zbłądzić samą gwałtownością uczucia.
— Uczucia nie rozumują — przerwał Żardyński. — Możesz miéć słuszność i tę ci za sto lat przyznają; ale za życia, jak świętokradca, zostaniesz potępionym.
— Muliniec mi już coś podobnego mówił i groził za moję zuchwałość — odparł Bernard — ale ja mam lepsze wyobrażenie o ogóle naszym, który potrafi rozróżnić sąd trzeźwy od złośliwéj napaści...
Żardyński coś mruczał.
— Książka jest bardzo dobra — rzekł — lecz czy przychodzi w porę — nie wiem...
— Jutro zestarzeje się i na nic się nie zda —