Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rośnie, a gdy matka zbytnią go troskliwością i pieszczotami otaczała, krzywił sic.
— Widzisz jéjmość — powiadał — wszystko to dobre, bo pochodzi z macierzyńskiego serca; ale trzeba miéć przyszłość na oku. Człowieka nie miękczyć należy, lecz hartować, bo go czekają próby w życiu ciężkie, które rozpieszczony boleśnie czuć będzie.
Kończyło się na tém, że jéjmość musiała taić przed ojcem swą troskliwość o jedynaka.
Bernardek dochodził właśnie lat dwunastu.
Dworek Bojarskich, zwany ich imieniem, bo go od bardzo dawna zajmowali, nie był ich własnością. Wzdychali nieraz, że nabyć go nie mogli, lecz res augusta domi zdobyć się na to nic dozwalała. Gdy się zebrało cokolwiek grosza, zawsze od dobrodusznych i uczynnych ludzi ktoś zapas ten wyłudził i najczęściéj odzyskać go już nie mogli. Najmowali dom od mieszczanina, który daléj nieco w drugim mniejszym się mieścił.
Miał dworek ów dla nich tę wielką dogodność, że był o trzy kroki od tak zwanéj Akademii położony. W słotę profesor na lekcyą szedł pod olbrzymim szarym parasolem, po kładkach, które go suchą nogą prowadziły do drzwi starego budynku. Oprócz tego był jakby dla téj rodziny umyślnie postawiony, a tak się w nim, niby ślimak w skorupie, mieścili i rozporządzali, jakby