Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nic. Oprócz, że powracam od Nikopulo...
— Tak rano?
— Chciałem ją zastać samą i zastałem jeszcze nawet na dziś nie ufarbowaną. Wiesz, panie baronie, o co mi szło? Chciałem, ofiarując jej moje usługi, w istocie się dowiedzieć, co ona zamyśla względem córki. Nie mam wcale zbyt czułego serca, ale mi tego dziecka żal, gdyby wpaść miało w ręce tej kobiety. Zdaje się jej, że córkę kocha... Ja nie sądzę, ażeby kogokolwiek kochać w istocie mogła. Do kochania nawet, które uchodzi za czynność mimowolną i bezrozumną, potrzeba trochę rozsądku. Stara Nikopulo, pardon, jest za głupia, aby nawet kochać mogła. Dziecko kochając, tylko się niem chlubić i psuć je będzie. Nie! nie mogę dopuścić, aby ją odzyskała. Wolę już ją zostawić w rękach Simona. Zresztą, ja też zdaleka myślę czuwać nad nią.
Baron spojrzał mu bystro w oczy.
— Odzywa się więc w was głos krwi? — zapytał z uśmiechem.
— Nie żartujmy tym razem, — rzekł Filipesco. — Ani ja, ani wy, baronie, w głos krwi nie wierzycie, ale... ale są pewne obowiązki, których najdrapieżniejszy egoizm, jak mój, zaprzeć się nie może. Względem dziecka obowiązki są niezaprzeczone. Dziecko mi może powiedzieć, — mości panie, nie prosiłem, abyś mi dał życie, — dałeś mi je, staraj że się, aby było znośnem. Głosu krwi, jak wszystkich mistycznych i tajem-