Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie posunie, — ale mu żal było przyjaciela i rad był swem doświadczeniem być mu pomocą.
Gdy się to działo w willi Leliwa, Filipesco przyjmował z rozrzutnością rumuńską wujaszka Argiropulo. Chciał koniecznie wystąpić z obiacem paradnym, na który potrzebował zgromadzić jaknajwięcej osób. Ponieważ Lesław się liczył już do znajomości księcia, — nie mógł i jego pominąć. Edzia nie było na werendzie, gdy z zaproszeniem wszedł Filipesco.
— Byłbym bardzo szczęśliwym, — odparł, dziękując hrabia, — służąc księciu, ale niespodziana okoliczność staje na przeszkodzie. Mam gościa, który tu jest na czas bardzo krótki, jest to mój bliski krewny, z którym od bardzo dawna się nie widziałem. Mamy z sobą wiele do mówienia, czas ograniczony, książę mi przebaczy.
— Nie, nie, nie, — przerwał Filipesco. — Zapraszam panów obu, — rzecz w świecie najprostsza, — usiądziecie obok siebie, zjecie obiad, który powinien być dobry — i nikt wam nie przeszkodzi mówić z sobą, a zabawiać się widokiem towarzystwa, które postaram się dobrać.
Nadchodzący Edzio musiał się zaprezentować. Słyszał on już o księciu, i razem z Lesławem przyjął zaproszenie.
Po wyjściu Filipesca, odezwał się śmiejąc:
— Ale ja bardzo rad jestem studyować potroszę ten świat kosmopolityczny; jeżeli to ciebie trochę nudzi, poświęć się dla mnie.
Wszystkie prawie osoby, któreśmy widzieli w początku tego opowiadania, potrafił książę