Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wpatrującego się we mnie, jakby usiłował przyszły mój los odgadnąć... Naówczas, gdy matka się okazywała najobojętniejszą, on przychodził częściej, pozostawał dłużej. Przypominam sobie czasem gwałtowne wybuchy i jakby spory pomiędzy nimi, które się coraz częściej powtarzały... Później prawie już nigdy razem ich nie widywałam przy sobie, — a matkę tylko zdaleka i obojętną, szczególniej, gdy nikogo więcej z nami nie było. Przy obcych brała mnie tylko na ręce i obdarzała pieszczotami, które i teraz strach jakiś obudzały we mnie. Oddawała mnie też niańce, jakby rada, że się pozbyć mogła... Nie wiem, jak długo to trwało. Nagle kobieta-matka znikła zupełnie i nazawsze z moich oczu. Przypominam sobie jakby długie i dziwne podróże, coraz nowe widoki, mieszkania i ludzi, kołysanie na morzu, odpoczynek wśród drzew, kwitnących różowo, służbę coraz innemi językami mówiącą, kobiety czarne, mężczyzn niewielu. Długo, bardzo długo otaczał mnie nie dostatek, ale zbytek, kosztowne zabawki, suknie piękne i w wielkiej liczbie. Nauczyciele, nauczycielki zjawiali się zawcześnie przy mnie, mieniali. Ojciec, gdyż tak go zawsze zwałam, przychodził codzień, zajmował się mną, — matki nie było. W miejscu jej zjawiła się stara ochmistrzyni, ale ta tylko o zdrowie, strój i życie dbała, — nauczycielki i nauczyciele o resztę. Wśród poczętych nauk często nagle wszystko się zrywało i zmieniało, nawet ojca nazwisko, które coraz brzmiało inaczej. Porzucaliśmy dom, odbywali po-