Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obwarowali się Czarnogrodzcy, że im nic zrobić nie można.
Westchnął Żabiec.
— Gdyby na punkcie sławy swej rodziny byli bardzo drażliwi — dodał Korjatowski — mogliby się nastraszywszy rozgłosu, wykupić. To jedyny cel, którego dopiąć można. Bardzo mi przykro — dodał adwokat — iż muszę tak rozczarować pana i odjąć mu nadzieję, ale nie lepiejże się nie łudzić, niż roić i być zawiedzionym.
Żabiec oświadczył, że był tego samego zdania i podziękował. Przygotowanym zresztą był do takiego końca. Zwierzył się tylko Korjatowskiemu z pobytu ciotki w Warszawie i powiedział mu, że chce spróbować udać się do niej. Mecenas wielce to pochwalił...
Wieczerza upłynęła na różnych pogadankach o plotkach miejskich, o ludziach. Korjatowski wynurzał się ze swemi projektami i planami przyszłości... Było blizko północy gdy się rozeszli, a Żabiec dorożkę wziąwszy pojechał na Mokotowską ulicę.
Nie pozostawało mu już nic więcej tylko... dobijać się do ciotki Winnickiej, ale siostrzeniec tak ją znał mało, tak słabe miał pojęcie o jej charakterze, iż koniecznie potrzebował zasięgnąć wiadomości wprzódy nim się miał ważyć na krok, od którego tak wiele zależało.
Teraz dopiero mogła się cała zręczność jego i umiejętność życia pokazać i wyjść na jaw.