Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co! mnie tylko co okradziono! — krzyknął Żabiec.
— Jak? kiedy? Jezusie! Marjo!
Załamał ręce stróż.
— Mówię ci — tylko co? miałem potrzebę wyjść, niebawiłem i godziny, tym czasem w mieszkaniu wszystko zastałem pootwierane, poprzewracane i pieniądze zabrano...
Stróż drżał.
— Ale jakże to może być? ja się nie ruszałem krokiem...
— A nie widziałeś i niesłyszałeś co się działo... — wołał p. Aureli.
Łukasz stał i aż mu się ze strachu na płacz zbierało. Nagle poruszył się ku mieszkaniu, drzwi opatrywać, szukać znaków popełnionego gwałtu... ale tych nigdzie nie było...
— Toć zamek cały! — zawołał.
— Musieli go wytrychem otworzyć, drzwi znalazłem otwarte...
— Jezusie Nazareński — trzeba biedz na policję!!
Już się zawracał, gdy go Aureli za ramię pochwycił.
— Oszalałeś czy co? co to pomoże! — trzeba było lepiej pilnować — teraz wiatru w polu szukać daremnie. Co przepadło — to przepadło.
Pan Aureli zaczął się gniewać, łajać... a koniec końcem odprawił Łukasza. — Idź do kaduka!