Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadzieje na tych mrzonkach osnute, rozwiały się w nicość. — Rozstali się w końcu...
Po wyjeździe przyjaciela Zabiec poszedł z pożegnaniem i nie pominął hrabiny, która wyszła do niego jak zawsze, z Brunonkiem, była uprzejmą, grzeczną, ale zimniejszą mu się wydała... Zapytana o hrabiego, odpowiedziała zakłopotana, że podobno miał się lepiej i obiecywał przybycie.
Wprost od niej udał się do Winnickiej, u której od dość dawna nie był.
— Przyszedłem panią dobrodziejkę pożegnać — odezwał się nadrabiając humorem — na ostatek potrzeba sobie stryczek na szyję założyć i rozpocząć pokutę. Czy ona będzie skuteczną, czy się nie okaże spóźnioną — nie wiem; zawsze pani winienem pierwszą do niej pobudkę. To pewna, że gdyśmy z Niedrażewskim pojechali na grunt zobaczyć teatr przyszłych moich czynów bohaterskich — mróz po nas przeszedł... Co mnie tam czeka, tego nie miałem wyobrażenia...
Winnicka usiadła przy nim...
— Cóż tam tak strasznego? — zapytała — nie przesadzaj... — Coście znaleźli?
— Pustynię i grobową ciszę.
— A w sobie nie masz zasobów, aby ją ożywić?
Aureli zrobił minę pokorną.
— Nie pochlebiam sobie...
— Bez ludzi w istocie żyć nie można — przerwała Winnicka — i tego pan od siebie wymagać nie możesz, ani ktokolwiekbądź... ale i ludzie się,