Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żabiec zmarszczył się groźno, ale iść sprawdzić kto dzwonił, nie myślał wcale. Gniewało go to tylko. Na dworze zaczynało zmierzchać.
Po krótkiej chwili dzwonek, zawsze równie bojaźliwie i nieśmiało, poruszył się — raz trzeci.
Pan Aureli był po trochu fatalistą. Zadumał się nieco i, po krótkim namyśle, krokiem powolnym, jak stał na wpół rozebrany powlókł się mrucząc do przedpokoju.
Dzwonek w nim zawieszony drgał jeszcze, choć już żadnego nie wydawał dźwięku.
Zwolna odsunął rygiel i z twarzą kwaśną zabierał się już coś niegrzecznego powiedzieć tak natarczywie dobijającemu się natrętowi — gdy przed sobą ujrzał — ubogo, ale bardzo starannie ubraną, bladą, zwiędłą, wychudłą kobietę — której wiek czynił ją rówieśnicą jego... Musiała mieć też lat przeszło trzydzieści. — Smutny, ale nadzwyczaj sympatyczny wyraz jej twarzy, która niegdyś musiała być bardzo piękną — miał jeszcze urok ku niej pociągający.
Pomimo ubogiego ubrania, coś szlachetnego, coś niepospolitego nadawało tej postaci indywidualną cechę i jakąś godność, obudzającą poszanowanie. Wśród tysiąca musiałaby na siebie zwrócić oczy... i wywołać pytanie — kto to może być taki?
Milcząc, kobieta stojąca w progu, cała chustką wielką osłonięta, z rękami na piersiach złożonemi, zwróciła oczy na Aurelego, który pobladł, zmięszał