Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszło mu przelotnie na myśl, iż mógł zarówno z pieniędzy tych wziąć dzierzawę i samoistnie też pracować dla przyszłości — ale praca!! tak mu była wstrętną... Do niej już się czuł starym.
W rachubę nie wciągnął tego, że, zobowiązawszy się do odwetu, mógł nazajutrz przegrać wszystko, tem łatwiej, iż panowie przegrani rozporządzali większemi pieniądzmi i mogli je śmielej ważyć...
Nie przypuszczał przegranej.
Gdy, odprawiwszy Rzepskiego, sam tak swobodnie sprawdzał rachunek gry wieczornej, stary sługa mocno przez dziurkę od klucza go szpiegował, zobaczył pieniądze... i przestraszył się...
Wolał on by był widzieć panicza na innej drodze, a znał go nadto, ażeby się nie domyślić, iż, mając pieniądze — musi ich używać, a wszystkie piękne projekty rzuci w kąt...
Rzepski postanowił natychmiast dać o tem znać pannie Salomei, w którą wierzył teraz... Trzeba było ratować go.
Noc przeszła w marzeniach niespokojnych, następny dzień na przygotowaniach do przyjęcia u siebie.
Żabcowi szło o to, aby między wystawnym wieczorem Barszewskiego a jego kolacją poważną, pańską, nie rozrzutnie ale umiejętnie obmyślaną — nowi goście uczuli różnicę.
Żałować na to ani mógł, ani myślał. Sam pojechał do miasta i cały niemal dzień strawił na przygotowaniach...