Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem na rozkazy pani.
Oczy mu zaświeciły, pani Winnicka mówiła dalej.
— Proszę sobie nie pochlebiać aby się to tam prędko i łatwo mogło skończyć, bo trzeba obrachunki sprawdzać, inwentarze nowe spisać i zapewne majątek dzierżawą puścić, jeżeli się znajdzie człowiek, któremuby zaufać można... Życzyłabym zatem abyś waćpan mieszkanie swoje warszawskie odnajął... Stać będzie napróżno... Ale o tem pomówiemy jutro...
Podała mu rękę i pożegnała go.
Pan Aureli podziękowawszy za zaufanie wyszedł upojony — krok ten Winnickiej świetnym nadziejom otwierał wrota.
Według niego jawnem było już, że ciotka uważała go za swego spadkobiercę i wypróbować tylko chciała, a przekonać się czy to, co otrzyma, potrafi utrzymać.
Zakręciło mu się w głowie, chociaż ze sposobu postępowania Winnickiej powinien był wnieść, że z nią nie pójdzie łatwo, i że męczyć go będzie wymaganiami. Ale gotów był na wszystko zyskując życia podstawę, przyszłość jakąś, stanowisko....
Niepomiernie wesół, z rozjaśnioną twarzą pieszo się puścił do domu... Uderzający musiał przybrać wyraz, gdyż Barszewski, który go spotkał, wpadł na niego z gorącym uściskiem i powinszowaniem.
— Chwała Bogu, a to widzę przyszedłeś do siebie i znowu jesteś naszym starym, poczciwym