Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myśl jego znowu rozpaczliwie się zwróciła ku strychninie i rewolwerowi. Nie — nie było już dla niego ratunku innego, tylko pożegnać się i zniknąć...
Ale gdy powróciwszy na Mokotowską ulicę, znowu o samobójstwie rozmyślać zaczął — uczuł, że ono było rzeczą upadlającą, rzucającą plamę na pamięć człowieka... Znajdował, że popełnić samobójstwo bardzo było można w jego położeniu, ale należało je tak okryć i tak osłonić, aby śmierć przypisano przypadkowi, a nie słabości człowieka, który padł uznając się zwyciężonym...
Wszystko wydawało mu się straszliwie czarne, nieznośne — obrzydliwe... Nie było wyjścia! nie było wyjścia!
Przeklinał Salusię... która mu przeszkodziła... Wszystko teraz byłoby skończone...


∗             ∗

Gdy pan Aureli, ocalony istnym przypadkiem, dręczył się tak nie umiejąc powrócić do strychniny, ani obmyśleć nic innego — zimna, znudzona, obojętna Winnicka, która nie dawała poznać po sobie, ażeby ją co wiele mogło obchodzić — w istocie gorąco była losem tego człowieka zajęta, który się jej tak szczerze wyspowiadał.
Trafił do niej na taką jakąś chwilę szczęśliwą — znużenia życiem opróżnionem, niezajętem, bez celu, że się w niej jeśli nie serce, to nerwy poruszyły.
Nie miała nic do czynienia. Aureli nie wzbudzał w niej wprawdzie szczególnej sympatji, ale