Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Krągłej i tatusiowatej twarzy nie miał na niej nic prócz wyrazu lekkiej wzgardy spokojnej a głupkowatej i szyderstwa milczącego, wiele przytem godności i powagi w ruchach i postawie, choć nieco sztywnej i przymuszonej. Znać było, że się w chomącie pedagogicznym nałamał. Bardzo bystry w poznawaniu łupiny ludzi, zadziwiał często od pierwszego wejrzenia chwytając człowieka, ale już później nic z niego nie dobył więcej, z młodzieżą zresztą łatwiej mu to przychodziło niż z kimkolwiek, bo ta nigdy komedyj nie grała i serce nosiła na dłoni. Dość mu było parę razy zobaczyć kolegę, żeby go prześwidrować na wylot i przepowiedzieć mu nawet przyszłość; obawiano się jego żartów, ale szanować go musiano mimowolnie i niepodobna było nawet siedząc z nim na jednej ławie spoufalić się z nim całkowicie.
Dla niego znowu żadna wyższość nie była powagą mogącą go ukorzyć i ugiąć, ani położenie towarzyskie, ani stosunki, ani talent, ani żywość i odwaga, ni te nawet przymioty, na których mu widocznie zbywało nie wzbudzały w nim czci i poszanowania. Człowiek nie był dlań już ciekawem zadaniem, bo go sobie widać rozwiązał zawczasu.


Mieszkania akademików rozsypane były po całem mieście, każdy sobie stosownego szukał, w ogóle cisnęli się wszyscy po zaułkach i oddaleńszych uliczkach, gdyż tam najem był dla kieszeni studenckich przystępniejszy.
Wielu zbierali się w kupki i po kilku i kilkunastu w kwaterach wspólnie najętych. Traf zrządził, że siedmiu wymienionych i Baltazar nawet, w dwóch sąsiednich kamienicach na Łotoczku się mieścili; wiedli więc życie niemal wspólne, a że młodzież potrzebuje towarzystwa, rzadki był dzień, żeby się u którego z nich nie schodzono. Serapion uczył dzieci ubogiego rzemieślnika na dole i najmniej może wciągać się dawał do tych wrzawliwych posiedzeń, uśmiechając się tylko na ich szały i wesele; jeden Albin w tej samej kamie-