Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Myślał zaćmić towarzyszów i zrazu przysłuchiwano mu się uważnie, ale młodość nie ma litości; jak skoro jeden, drugi złapał go na bąku, a z szelestu słów nic się nie dało wycisnąć — urok pękł i Konrad został zdegradowany na prostą sroczkę wielkiego świata. Choć te zadania, z któremi występował, po większej części obce nam były — lepiej usposobione umysły oswoiły się z niemi, wślad pobiegły za reformatorem i ile razy utknął, okrywały go nielitościwem szyderstwem.
Konrad wprędce postrzegł, że tu komedij grać niepodobna, że nie omami nikogo, i ostrożniej coraz występował na plac popisu, bo czuł żeśmy wymacali jak płytkim był w istocie. Śmieliśmy się, ale że wiele miał dobrego w sobie i serce poczciwe, że się nie gniewał za gorzkie prawdy, a w cztery oczy pokorniał, byle go publicznie nie zbijać, że od nas nie stronił i owszem pobity zbliżał się do nieprzyjaciół, podaliśmy mu dłoń serdecznie.
Bawiły nas jego marzenia i ta łatwość z jaką umiał najdziksze plany reform tworzyć tak szybko jak domki kartowe; — nie trzymało się to długo, ale miało minę czegoś i pozór budowy. Niewyczerpany w opozycji, przy lada zdarzeniu surowy uczynił rozbiór świata i wskazywał smutne jego kalectwa.
W nas wszystkich było potroszę skłonności do idealnego na życie poglądu, każdy sobie świat także przetwarzał, oczyszczał, stroił; więc choć Konradek bałamucił, chętnie z nim puszczaliśmy się w te nadpowietrzne podróże, do których młodość dawała nam skrzydła.
A! smutny to już wiek, w którym człowiek na utopje i marzenia nie choruje, gdy się pogodzi z kałużą i wygodnie mu w niej, powie sobie: Tak mi dobrze — a reszta fraszki! gdy tysiące zawodów wzbudzi w nim niewiarę i pogardę człowieka! Myśmy naówczas jeszcze nie doszli do takiego odczarowania, każdy z nas miał swój ideał świata, wierzył że go piersią gorącą ożywi, że w nim zaszczepi miłość, zgodę, braterstwo, że poprawi, że wyapostołuje prawdziwych chrześcjan wśród pogaństwa.