dynów i Teofil szepnął prowadzącemu Albinowi:
— Do kościoła!
Nikt prócz Baltazara, który się wilgoci kościelnej obawiał, nie sprzeciwił się tej myśli zakończenia dnia spędzonego tak dziwnie, na modlitwie u ołtarza. Longin milczał, Jordan zdawał się niepojmować co się z nim działo, obmokła ta i straszna postać wlokła się przerażając wyrazem swej twarzy, która nie z wody, ale z drugiego świata wyciągnioną się zdawała.
Zamiast do domu zajezdnego skierowali się milcząc na cmentarz Bernardyński, mimo kościołka Ś. Anny, do drzwi, które już stały otworem. Przy drzwiach na stołeczku jedna tylko siedziała żebraczka stara ze wzrokiem osłupiałym i zapadłemi usty, miała w ręku różaniec, ale się nie modliła.
— To Wawrzyńcowa! rzekł przypatrując się jej Teofil.
Na to imię staruszka podniosła głowę zdziwiona, powiedła oczyma blademi i ruszyła ramionami...
Wszyscy wiodąc Jordana, który się nie opierał, wsunęli się do kościoła. W świątyni była cisza poranna, pusto, smutno, ale spokojnie; blask nowego dnia przedzierając się przez szyby wązkich okien oświecał gdzieniegdzie grobowce poobijane Radziwiłła i Wiesiołowskiego, czepiał się po ołtarzach, migotał w złoceniach i lusterkach. Właśnie w chwili, gdy wchodzili wewnątrz, dzwonek od zakrystji uderzył trzykrotnie i ksiądz wyszedł przed W. ołtarz ze Mszą Świętą.
Gdy twarzą ku nim schodząc na stopnie się odwrócił, poznali w nim Serapiona, — oblicze jego jasne, spokojne, wypogodzone uśmiechem, rozlewało pokój dokoła. Oko padło mimowolnie na orszak towarzyszów młodości, w którego środku stał topielec zbolały, — na chwilę wstrzymał się przed rozpoczęciem ofiary, ale wprędce opamiętawszy, stanął odprawiać ją z gorącością i łzami.
Każdy się łatwo domyśli, że ją odprawiał za tych, których życie przybiło, zmęczyło, obłąkało... potrzebujących modlitwy i pomocy z niebios, głos jego był tak przejęty i rzewny, że chwilami do najzamkniętszych
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/428
Wygląd
Ta strona została skorygowana.