Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Uczyć się wschodnich języków i jechać na wschód! szepnęło coś we mnie.
Zadzwoniłem o światło, wydobyłem gramatykę hebrajską Żukowskiego i arabską Volneja i zasiadłem do roboty...
Lekarstwo zostało wynalezione: nauka — praca.
Nazajutrz już mi się wprawdzie odechciewało tych liter pokręconych dziwacznie i niepotrzebnych mozołów, alem sobie dał słowo honoru, że wytrwam i codzień godzin kilka przesiadywałem nad dziełami jakie miałem, pókim lepszych nie sprowadził. Cel ten nadany życiu nagle odrodził mnie, ożywił, odmłodził; wytchnąwszy chwilę powracałem do roboty z zapałem. W chwilach wolnych zrobiłem sobie zabawkę z myślistwa, zająłem się ogrodem, dziewczę wydałem za mąż, i począłem we wszystkiem przychodzić do ładu i porządku; dzięki językom wschodnim, a raczej nałogowi pracy i wytrwania, w który się wprzęgłem powoli.
Podróż na Wschód pozostała na oddalonym planie, bom się jakoś do domu przywiązał, ale nauka pocieszycielka nie opuściła mnie, a to czem dawnej miałem się wsławiać, dziś przyszło mnie pocieszać. Powróciłem znowu do muzyki studjując dzieła mistrzów, do ołówka dla rozrywki po pracy mozolnej, do książek, do kwiatów, a trochę nawet do gospodarstwa.
Wierzcie mi, że jedyną w życiu rozkoszą, która po sobie nie zostawia mętów żadnych, ani zgryzot, ani nawet znużenia, to kształcenie się powolne, uprawa sztuk, nauka... Dopóki człowiek zajmując się niemi ma na celu popis i sławę, jest w tem żywioł gorączkowy, jest trucizna, — gdy zacznie pracować dla pracy, nakarmienia wewnętrznego, błogo z tem i dobrze. Tegom ja doświadczał zmieniwszy tryb życia, rozrządziwszy tak godzinami, aby tylko zmieniać zajęcie, a nigdy gnuśnie nie spoczywać.
Takich lat parę ciszy, szczęścia prawie, przeżyłem w jednostajnem spokoju... we śnie jakimś rozkosznym... człowiek więcej od ziemi wymagać nie ma prawa. Ale napisano było, aby nic dla mnie nie trwało; zrodziła się