Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na kozetce, i tak własnym moim portretem z natury zdjętym, strzeliła mi w same piersi.
— A! Teofilek, mówiła... ależ to dobry dzieciak! Wiesz pan, i on się we mnie kocha szalenie; biedna ja jestem doprawdy... mogę mieć życie jego na sumieniu, bom je zwichnęła... Któż wie mogłoby może co być z niego, zapewne mierna istota, słaba, bez energii, ale nie bez pewnego talentu... Jak na nasz kraj, i to by coś znaczyć mogło... Muzyk z niego nie wielki, poeta pospolity, bez wzniosłości, rysownik nie ciekawy... ale razem wziąwszy, w salonie bardzo znośny.
— Wie pani, odezwałem się w tej chwili, że portret skreślony po mistrzowsku, dziękuję... i wywożę go ztąd na pamiątkę! Nawet to prawda, żem się kochał, ale w tej chwili okazałaś mi pani całą niedorzeczność miłości tej, podobnej do zapałów, które w Anglikach rodziła pewna statua Berniniego... jeśli się nie mylę... pani wiesz to lepiej. — Pozwól pożegnać...
Bogna zarumieniła się mocno.
— Otóż widzisz pan, zawołała nie tracąc przytomności, jak to źle podsłuchiwać, jam to mówiła umyślnie widząc pana w źwierciedle...
— A w żarcie było dużo prawdy, odpowiedziałem, przekonany że mnie widzieć nie mogła i wyszedłem.
Nie wiele tam o mnie dbali w tym domu, chowając na przypadek, gdyby już panna niebezpiecznie starzeć zaczęła, ale im musiało być przykro, żem się odprawił tak dziwnie sam proprio motu. Nie zajrzałem tam więcej. Bogna jest dotąd starą panną, powoli z bóstwa zeszła na boginię, z bogini przechodzi na bożyszcze i czeka apotheozy, która ją do niebios przesiedli.
Szał mój chwilowy i zbliżenie się do niej tem dla mnie było korzystne, żem się przekonał, iż to co umiałem było własnością ogółu dobrze wychowanych ludzi europejskich, a nie żadną rzeczą nadzwyczajną i oznaką szczególnego talentu. W królestwie ślepych jam był jednooki, ale w państwie widzących byłem tylko na pół ślepy. Wybiwszy więc sobie z głowy słabość muzykalną, malarską i literacką, postanowiłem wziąć się