Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

posuchy; wówczas mieliśmy tyle noworoczników, zbiorków, zbiorów liryków, poematów, że czytelnik na poezją najłakomszy nie mógł im podołać, a żem ja nieznany wystąpił nagle, bez opieki, nikt nawet czytać mnie nie chciał.
W pół roku dopiero przyszła komuś fantazja mnie zarznąć, i w trzech numerach gazety, począwszy od przyznania mi talentu, dowodził, że w poezjach nie ma ani sensu, ani smaku, ani natchnienia, ani stylu, ani imaginacji, ani myśli. Skończył logicznym bardzo wyrokiem, że powinien pracować, kształcić się i nie ustawać... pisać głupstwa. Trzy numera bił mnie aby w końcu ojcowską pogłaskać prawicą.
Jam to jakoś zjadł dosyć gładko przełknąwszy, ale rezydent wpadł we wściekłość, a ojciec mówił o wyzwaniu na pojedynek; chciał bić i kłóć, niszczyć, redaktora pozywać, wojnę wypowiedzieć, krucjatę ogłaszać, i wymógł na mnie żem posłał odpowiedź, która choć ostra i jędrna, jeszcze mu się za słabą wydała. W sekrecie jednak sam gorąco obstał za mną i wypalił pierwszy w życiu artykuł, a rezydent nagle natchniony, wierszem siedmio i jedenasto zgłoskowym uciął satyrę przeciwko arystarchom wileńskim...
Koniec końcem, tak mie to zniechęciło, żem książki pozamykał, a cały się oddał muzyce. Zawszem ją kochał bardzo, alem się uczył jej mało, grałem jak u nas bębnią wszyscy, ledwie się domyślając, że co innego uczyć się grać, co innego muzyki... Wziąwszy się do egzekucji zapragnąłem teorji i przekonałem się, że wypadło zacząć od alfabetu. Zaprzęgłem się tedy do pracy, i Catel, Förster, Fetis wprędce mi dali pojęcie tego co zostawało do zwyciężenia, myślałem udać się do konserwatorjum w Pradze, ojciec nie bronił, ale uznawał mnie już tak wysoce usposobionym, że mu się to zdawało nieużytecznem.
— Ty więcej umiesz od nich! powtarzał.
A rezydent dodawał:
— Ale to już pewna, że czegoż on nie umie!
Choć grube kadzidło to — biję się w piersi, — przyjemnie łechtało w nos... Napisałem fantazją w trzech