Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pani N... tamci ichmość lekarze traktują to jako febrę, ja widzę, że ją zabijają chiną, bo to cos wątrobowego, mającego tylko pozór febry... biorę na siebie odpowiedzialność, usuwam lekarzy, ręczę za życie i leczyć poczynam zupełnie przeciwnie. Trzy dni idzie ślicznie, czwartego dnia moja pocjentka przeciwko wszelkim prawidłom niespodzianie umiera... To mi cios zadało okrutny — krewnych miała pełno w okolicy, przyjaciół jeszcze więcej, wszyscy bij zabij na mnie, a doktorowie bracia milczkiem jak zaczęli intrygować, zostałem bez jednego pacjenta. No... ale żydów im odciągnąłem i choć mozolną, drobną, ale jaką taką zachowałem praktykę łachmanów.
Tu zamilkł.
— Jak to! i na tem koniec? — spytał Longin — przecież musiałeś się dźwignąć?
— Dźwignąć! nie bardzo... wolałbym być konowałem, rzekł Baltazar, bo tych jest mało, a koni drogich dosyć, i o konia posiadacz co zań zapłacił często więcej dba niż o rodzonego brata. Co to można zrobić teraz, gdy się nas namnożyło jak mrowia? Jeden na stu pójdzie, dziewięćdziesięciu dziewięciu pożywają chleb w pocie czoła i smrodzie cudzych chorób. Ale myślę wynaleźć specyfik i pigułki patentowane, choćby przeciw katarowi, założyć razem aptekę pod cudzem imieniem i ratować się tym sposobem. Tyle dla ludzi ma pociągu tajemnica, że wszelkie lekarstwo, którego składu nie wiedzą, zawsze najlepsze, a choćbyś im chleb tarty z cukrem dawał, cudów dokażesz z pomocą imaginacji. O tej władzy, jako o specyfiku, nie mówiono nam w medycynie, a przynajmniej za mało, szkoda, bośmy za późno się domyślili, że nie lekarstwo, ale wiara w nie kuruje.
— Stare bardzo aksjomata!
— Mnie ich dopiero smutne nauczyło doświadczenie, kończył Baltazar, to są rzeczy nie dające się wciągnąć w żaden rachunek, ja zaś do rachuby przywykłem. Najgorzej żem tyle razy miejsce mieniał, gdy najmniej korzystne a stare zawsze lepsze od nowego. W pier-