Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minowanie kandydatów na paupry i przyjęcie lub odrzucenie stręczących się dzieci.
Byłto zresztą bardzo dobry staruszek, powolny, łagodny, któremu studenci kołki na głowie ciosali, chociaż utrzymywał że się go obawiano jak stracha. Wiedząc o tem dziatwa, jak skoro się pokazał niby przerażona Jowiszowym wzrokiem jego, pierzchała z okrzykami na wszystkie strony, a prefekt łagodził to wrażenie słowy czułemi, przekonywając ich, że nie był Neronem ani Kaligulą, ale trochę tylko za ostrym księdzem prefektem.
I Longin więc przywiedziony został przez księdza rektora wprost do księdza prefekta, który już wiedząc o co chodzi, zażył tabaki, włożył na nos okulary, poprawił pasa i ująwszy szamoczącego się dzieciaka za czuprynę, przyprowadził go przed okno. Tu przypatrzywszy się tej ostrej już w chłopięciu, wyrazistej i nieulęknionej twarzy, bardzo się zamyślił.
— A cóż księże prefekcie? spytał rektor.
— Subjekt wcale nie pospolity, — odparł znawca — ale to być musi szalona pałka?
— O tak! — odparł kłaniając się szlachcic przytomny, — nawet po części dla tego musiemy go oddać do szkół, że nam się na nic nie zdał, takie to krnąbrne i zuchwałe dziecko.
— A co? a co? nie odgadłem? zawołał prefekt tryumfująco... ale u nas po użyciu moczonych rózeg i dyscyplin... może z niego być człowiek, dodał poważnie... Chłopcze! chcesz-że się uczyć? ha? spytał po chwili czując potrzebę złagodzenia wrażeń.
— A czemuż nie! rzekł śmiało Longin, juścić wolę jak paść świnie.
— Logika jest, odparł prefekt, prosta... wprawdzie, ale silna... wyrażona śmiało; to lubię, wezmę go do moich usług... Jednakże mi Jaśka zabraliście, księże rektorze, a w moje ręce go wziąwszy, już ja go wytresuję po mojemu, zobaczycie co z niego zrobię.
Rektor się uśmiechnął.
— A nie lepiej by go było oddać księdzu fizykowi?