Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja! tajemnice! cóż znowu! całe życie moje jasne... właśnie że nie mam o czem mówić.
— Ale choć słowo przecie! nalegano — jak ci się wiedzie, co porabiasz, toć się nam należy.
— Co robisz? wiecie że jestem lekarzem; jak mi się wiedzie? a możeż się dziś powodzić lekarzowi, gdy więcej jest doktorów niż chorych? Komuź idzie? nie wiem, z głodu nie mrę, ale kapitałów nie składam. Wszyscy dziś wdają się w leki, spytajcie kto nie doktor. Miał słuszność Stańczyk, błazen Zygmunta I., gdy się ofiarował dowieść zawiązaną gębą, że lekarzów na świecie najwięcej, co krok to doktor. W dodatku mamy te hydry, których liczba rośnie w proporcji głupstwa ludzkiego: hydropathją, elektropathją, Leroy-pathją, homeopathją, morysonopathją, Pawełko- i Antoszko-pathją i tysiące panaceów, w które ludzie więcej wierzą niż w naukę; mamy natchnionych owczarzy, jasnowidzące, a gdy nic nie pomogą stare baby i zamawiania, mamy cyrulików, mamy wszelkiego rodzaju gotowe leki, co przychodzą nam z Paryża w pięknych opieczętowanych pudełkach... pozostaje więc tylko patrzeć, cieszyć się i winszować.
I jak się tu ma powodzić, pytam?
— Jedno więc już jasno i oczewiście dowiódł — rzekł Longin — że jemu się nie wiedzie.
— Prosta rzecz — odparł stary, gładząc czuprynę i bakenbardy na przemiany — nie umiem być szarlatanem, nie opasuję się mgłą tajemnicy, ani podwyższam udanemi jakiemiś czarodziejstwami, chorego traktuję bez komedji, mówię prawdę i nie lubią mnie.
— Otóż i nasionko historji... — przerwał Teofil — trochę tylko ten temat rozwinąć, a będziemy mieli ciekawą biografję. Wszakże w uniwersytecie pilniejszego nad ciebie ucznia nie było, a do życia praktycznego usposobienie miałeś znakomite, szedłeś jak zegarek Breguet’a, rachowałeś zimno i na ścisłej formule opierałeś swą przyszłość.
— Jeden jest tylko rachunek pewny, rzekł Baltazar, a i za ten nie ręczę czyby się na księżycu okazał ró-