Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! czemże ja jej potrafię to wywdzięczyć!
— Zdrowie pani Cyryllowej! zawołał Albin podnosząc kieliszek... najpierwsze jej należy!
Za nim wszyscy podnieśli się powtarzając:
— Zdrowie pani Cyryllowej...
On milczał stojąc z głową spuszczoną...
— Tam jest żywot Opecia i Marchołt! rzekł jakby się budząc — wiem pewnie... i pyszny egzemplarz Biblii pauperum... to był biblioman niepospolity! A! byle by tam nie pokradli! co za szczęście! Marja moja! poczciwa i anielska Marja!
Mówiąc to, zerwał się od stołu nagle.
— Wybaczcie mi, rzekł, książki to głupstwo, ale żona taka to więcej... to skarb droższy nad wszelkie ziemskie... Miło mi z wami, jednakże po tym liście któryście pokazali, chwili dłużej zabawić nie mogę... lecę do nóg jej upaść.
— A! na Boga, tożbyś się mógł wstrzymać choć do jutra.
— A ananasy moje! zawołał Albin, jeszcze nie skończona wieczerza, deser panowie!
— Dajcie mi pokój z wieczerzą i deserem — wykrzyknął Cyryll, posyłam po konie i lecę do domu, bądźcie zdrowi!
Ruszyli się wszyscy, usiłując go nadaremnie powstrzymać, ale się im wyrwał, opanowany myślą o żonie i bibliotece. We drzwiach już wychodzącemu Longin, jak żebrak hiszpański z garłaczem na gościńcu, z miną zuchwałą zastąpił drogę.
Date obolum Belisario! rzekł z dumą. Nie jedź nie wspomógłszy dawnego towarzysza... jesteś szczęśliwy, podziel się szczęściem i nie odpychaj.
Cyryll drżącą ręką dobył pugilaresu i podzielił się nim z Longinem, którego oczy zabłysły straszną dla reszty zgromadzonych groźbą przyszłej składki.
Z kielichami przeprowadzono Cyrylla do przedpokoju, do sieni, w dziedziniec, ale nim Vivat krzyknęli, znikł im już pędząc ulicą do domu.
— Osobliwsza historja! rzekł gospodarz siadając