Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Królowa z wielką flegmą ruszyła tylko ramionami.
— Chcesz go uczynić nieszczęśliwym? No! to dobrze, będzie po twej woli.
Zamilkła potem, był to najlepszy sposób; Gwoździk milczał także ale niespokojny.
Nazajutrz począł koso patrzeć na Lalę i syna, a wieczorem spytał znowu:
— No, to asińdzka powiadasz że się kochają?
— Co to już o tem gadać! odparła Dobruchna, posłałam po wróżki, bo Rumianek słaby, kazali mu pić ziele na zapomnienie, a jedna z nich obiecała przynieść grabki z niedoperza zjedzonego przez mrówki, dla odpędzenia tej miłości od chłopca... bo dziecko usycha.
— A czemuż kiep nie gada? zawołał król.
— Bo nie śmie...
— Ma słuszność, nigdybym na takie głupstwo nie pozwolił.
Trzeciego dnia z naprawy królowej Lala zawiązała węzełek swoich manatków i przyszła Gwoździka pożegnać.
— A to co? spytał król — gdzież to się acpanna wybierasz?
— Idę służyć, szepnęła... cóż tu darmo chleb WK. mości będę jadła?
Król brodą się przewiązał i wąsa targnął.
— Ot siedziałabyś głupia, kiedy ci dobrze! rzekł gniewnie. Ani mi się waż!
— Chcę pracować.
Król spojrzał na jej rączki drobne, na nóżki maleńkie, na oczki zapłakane, posłuchał głosu łkań i łez pełnego, coś mu koło serca zakręciło.
— Mówię ci siedź, dodał, ani mi myśleć o tem!
W duchu poczęło go już gryźć, że jej się także coś z tego zawojowanego po ojcu królestwa należało.
Znowu tedy wieczorem gdy siedli powiada Dobruchnie:
— A ta głupia Lala wybiera się jak czajka za morze.
— Na służbę, obiecano jej korzec pereł co roku i kwartę djamentów u króla Samona za to tylko, żeby w oknie stojąc świeciła ogrodowi oczyma i kwiatkom