Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy wszystko czego dusza i serce pragnąć mogą tam jest! nawet... — dodał wahając się i rumieniąc — czyż nasza Lala nie śliczniejsza stokroć od tych, któreśmy po drodze spotykali?
Liziłapa z rozczuleniem potwierdził to zdanie, utrzymując, że to było zawsze głębokiem jego przekonaniem wewnętrznem.
— Więc cóż dalej? zwijać obóz i do domu powrócić.
— Gdyby jaka jeszcze bliższa się droga trafiła! dorzucił ktoś z ludzi wzdychając.
— Ale jest-że jaka?
— Mnie się zdaje, że być musi, odparł zagadniony, jechaliśmy bardzo krężno, a żydek z pod jabłoni powiadał, że ztąd na proszki do Stołpca półtora tylko dnia drogi.
— Czyżby to być mogło! krzyknął uradowany Rumianek... — jak to? a te kraje, przepaście, wąwozy, doliny, góry — wszystkośmy więc nadaremnie z takim trudem przebywali?
— Może... aby nabyć doświadczenia, zapracować na tęsknotę i lepiej ocenić co się w domu porzuciło! rzekł Waligóra.
— A więc w drogę i do domu — zawołał królewicz niespokojny... — jednego się tylko teraz lękam, czy tam wszystkich zastaniemy szczęśliwych, zdrowych... żywych... i czy mi kto Lali nie porwał! dodał po cichu.
— Pokochałem ją, myślał w duchu, dopiero przy rozstaniu, a teraz czuję, że rozpadam się za nią, że bez niej żyć nie mogę... że ona jedna życiem mojem.
Siedli więc co najśpieszniej na koń i przez grobelkę, którą tam żydzi nosząc ziemię ze starego cmentarza na stawie od źródła żywota usypali — puścili się nową i krótszą drogą do królestwa Gwoździkowego.
Była to droga czysto-poleska, przez bory i brody, ogromnym lasem sosnowym wiodąca, kręta, smutna, ale dla nich weselsza od pierwszej, bo do domu doprowadzić obiecywała. A choć w tem pustkowiu piasczystem nie widać było żywej duszy, królewicz jechał wesoło i