Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lasy suche i powypalane, stosy kamieni ostrych i wydmy piasczyste, w których brnęli po kolana. Dnia tego przyszło im przebywać grzbiety gór jakichś, których wierzchy zamiast śniegu pokryte były szkłem, potem przepływali wielkie rzeki czarne i przechodzili jezioro, które mróz schwycił wśród burzy, że stężało w ogromne bałwany i dotąd roztopić się nie mogło. Smutno się aż robiło na sercu na widok tej krainy, w której małego ptaszka, ani nawet muszki nie było, a milczenie takie panowało do koła, że słyszeli chodzenie ziemi około swej osi, której tego dnia zapomniano posmarować i mocno skrzypiała.
Niezrażony jednak temi smutnemi widokami i groźną pustynią, królewicz jechał dalej, choć już ludzie jego z nim będący sarkali na ten upor, utrzymując, że nie wiedzieć za co karki kręcą, i jeden tylko Liziłapa milczał, bojąc się królewicza obrazić i towarzyszów zniechęcić.
Jechali cały ten dzień bardzo długi (z powodu nieposmarowanej osi) bez popasu, ani ludzie ani konie nic sobie znaleźć nie mogli, — pod wieczór aż dobili się do nieco żyźniejszej okolicy, zarosłej trawą wysoką, a z boku na staje ukazał się im po nad gościńcem pyszny zamek w dolinie stawem oblany, na około którego stojące rogatki, granice posiadłości ściśle oznaczały. Wysłał więc zaraz znużony królewicz Liziłapę i Motylicą w poselstwie, prosząc aby go podróżnego z dalekich krajów na nocleg przyjęto i na ziemi tej dozwolono przenocować. Chorągiew powiewała na zamku, pan więc był doma, a ze wszystkiego znać było, że królik ten był możny i wystawę a wspaniałość lubił, nie spodziewano się więc odmownej odpowiedzi.
Wkrótce potem wyjechał też przeciw królewiczowi z trębaczami marszałek dworu, w poczcie dwunastu pacholików w świeżą i jasną barwę ubranych, i wprowadzono z honorami wędrowca na podwórze, obwiedzione zewsząd złoconemi parkanami. Mury zamkowe świeże się wydawały i dziwnie pofarbowane na wszystkie kolory tęczy. W ganku suto przybrany, jakby do