Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i prababka Gwoździka byli sobie stryjeczno-wujeczno, cioteczno-serdecznie rodzeni, co stanowiło kolligacją w dwudziestym drugim stopniu, a Rumiankowi dawało prawo domagać się gościnności.
Rad nie rad, Liczykrupa musiał przyjmować, ale żeby się nie bardzo zmódz na traktament, udał że klucze pogubił, że się zamki od lochu i śpiżarni popsuły, że dzień był w którym się nic jeść nie godziło i bardzo skąpo Rumianka u stołu nakarmił, nie mówiąc już o ludziach, którym więcej dawali wąchać niż kąsać.
Rozmawiał za to szczodrze i słów nie żałował słodkich, słonych, pieprznych jak kto chciał.
A że królewna wnuczka, która się zwała Pliszka, bardzo była śliczna i wesoluchna, a Rumianek niezmierną miał słabość do twarzyczek niewieścich — wzrok jej jasny i usteczka uśmiechające się kazały zapomnieć o głodzie i wieczór przeszedł nim się spostrzegli. Królewicz kazał obóz rozbić podle zamku, na który Liczykrupa proste pole wyznaczył potrzebujące sterkoryzacji, i na noc się tu zatrzymali mimo sarkania zgłodniałych. Wieczerzy już nie było, tylko bardzo jakiś oszczędny podkurek, pod pozorem że Kopcidym, nadworny kuchmistrz królewski, zachorował na reumatyzm, a klucznica na łopacie wyjechała na Łysą górę po czosnek djabelski dla smarowania chorego bydlęcia. Pliszka za to śpiewała przy kądzieli, a głos miała tak śliczny, że zachwyciła Rumianka, który poczuł że mu się już serce w piersi roztapia.
Gadu, gadu, gadu, zagadali się tak do późna, — aż stary w końcu zapytał Rumianka, dla czego by tak daleko od gniazda rodzinnego zawędrował, i co go do tak kosztownej wyprawy zmuszało.
Odpowiedział Rumianek, że go prowadziło serce, pragnienie przygód osobliwych, widzenia świata, pokonywania olbrzymów i dobycie zaklętych skarbów.
— Skarby jak skarby, rzekł na to Liczykrupa — jest sens, choć nie wiem ktoby je tak zaklinał głupio aby odklął lada świszczypałka, ale powiem Asińdzie-