Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

baczał, nie popsuli go jednak. Trochę swawolny i pusty, serce miał złote, i gdyby nie to wiercipięctwo i niepokój ducha, który w nim mieszkał, mogli się byli nim cieszyć.
— Wykipi się młode piwo, mawiał król.
— Byle mu się nic nie stało, wzdychała królowa u kądzieli. I bywało tak zasiadłszy przy kominie oboje królestwo marzą sobie o jego przyszłości. Ale oboje wiedzieli, że nie dać Rumiankowi wylecieć i trzymać go w zamknięciu byłoby go zgubić.
— Niech-no pojedzie a parę guzów złapie, — mówił stary, prędko ochłonie i powróci, damy mu dobry orszak i dobrego przewódzcę, żeby sobie w złym razie dał radę, a musi się dobry koń wybrykać.
— Nuż mu się co stanie! powtarzała królowa.
— Co mu się ma stać! — Licho go nie porwie, a męzkości inaczej się nie nauczyć, tylko w polu i podróży. Któż wie? może gdzie skarby jakie zaklęte odkryje, królestwo zdobędzie, królewnę odbije, lochy smocze spenetruje... nie byłoby od rzeczy, gdyby z łupem powrócił.
Mając już tedy królewicza wyprawić, naprzód, wedle obyczaju tamtego wieku, posłano po wróżki, które jak dziś i zawsze chodziły w łachmanach i sobie rady dać nie mogąc, drugim bardzo skutecznie przysługiwały się przestrogami. Wyprawił tedy król Gwoździk siedmiu dzieckich o siedem najsławniejszych czarownic, i w dwadzieścia cztery godzin przywieziono je oklep na koniach w dziedziniec zamkowy, gdzie od tego poczęły, że się za łby porwały. Wysoki ich rozum, duch wieszczy i wszelkie inne mądrości nie nauczyły ich ani się kochać, ani się znosić, wszystkie siedem nienawidziły się najokropniej. Musiano je zaraz wodą oblewać i porozdzielać, boby się pozajadały, i kazano z kolei królewiczowi prorokować, ale nie rychłej aż się usopokoiły, najadły i przespały.
Pierwsza tedy, Jędzą zwana, prorokowała mu, że olbrzyma zwycięży i skarb zdobędzie, co tak było na owe czasy naturalnem, że jej prawie nie słuchano;