mowi, że mnie tu umieścił — jakkolwiek nigdzie między ludźmi zupełnie dobrze być nie może, spokojniej mi tu było przynajmniej, a uniknąłem zetknięcia z tym światem urzędniczym, którego już miałem zanadto. Czasem jeździłem tylko do miasteczka, aby starego doktora pozdrowić, poradzić się z nim, i dzień jaki w towarzystwie jego przepędzić.
— Słuchaj no, rzekł mi raz, gdym do niego przybył — tu już zaczynają mówić, że ty się chcesz żenić z Lucją, czy to prawda?
— Ja żenić się! — zawołałem z uśmiechem — ja, co nie mam jeszcze ani grosza na jutro, ani dachu własnego, com nigdy na żadną kobietę z tą myślą nie spojrzał i o małżeństwie ani mi się śniło? Któż to mógł przydumać?
Halm ruszył ramionami.
— Chleba kawałek zawsze mieć będziesz, jesteś na drodze do zarobienia go, nie zabraknie ci jeśli zechcesz... o to nie masz się co troszczyć. Ale małżeństwo to zadanie trudne dla sumiennego człowieka, rozmyśl się wprzód dobrze.
— Ale ja ani mogę, ani chcę o tem myśleć! — rzekłem:
— Tak? — spytał stary niedowierzająco.
— Najpewniej.
Na temeśmy się rozeszli, ale wróciwszy, skutkiem może podrzuconej mi myśli, uważniej począłem spoglądać na Lucją. Nigdym dotąd uie zbliżał się do niej, nie przemówił prawie, obawiając się tego dla niej i dla siebie; — nie przybliżyłem się i później, ale z mojego kątka w salonie miło mi było na nią patrzeć i cieszyć się tą istotą Bożą, wśród czysto ziemskich stworzeń promieniejącą blaskiem skromności i prostoty.
Lucja cichą była, bojaźliwą, pobożną niezmiernie, za dawnych czasów byłaby sobie pewnie obrała klasztor i w nim Boga chwaliła, — wiek tylko ostygłej tej myśli nie przypuszczał, i nie dozwolił ani osnuć ani spełnić pragnienia. Wśród dworu dosyć płochego ona jedna czystemi oczy nic nie widziała, co się w koło
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/243
Wygląd
Ta strona została skorygowana.