Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co im zatruwało życie, w nich mieszkało nie po za niemi. Bardzo mi się nie chciało opuszczać miasteczka, do którego szczerze się przywiązałem, gdzie oprócz tej szajki Eframowicza nie miałem nieprzyjaciela. Nie rozpoczynając przeciwko nim krucjaty, zdawało mi się że oni też w końcu w pokoju mnie zostawić powinni. Wypadło tymczasem jakieś śledztwo, Eframowicz był już w powiecie, pilno potrzeba było obejrzeć trupa; — wysłano mnie, dodając dla straży cyrulika, prawą rękę Eframowicza. Był to wypadek nagłej śmierci, zdarzony w domu, gdzie nikogo nawet ani się o zbrodnią posądzić godziło — umarł gospodarz, głowa domu, po którym płakała żona, troje dzieci, którego słudzy kochali... gdzie nie było śladu ani interesu coby pobudził, ani nieprzyjaciela któryby zbrodnię wykonał.
Uważałem ten wypadek jako dopełnienie prawnej formalności. W drodze już cyrulik mi szepnął, że się domyśla iż tam być musi kryminał, iż krążą gawędy o jakichś podejrzeniach; ofuknąłem go za to, będąc pewien że to natchnienie subalterna, który Eframowiczowi, sobie i policji chciał napędzić nieprawego zysku. Dom był bardzo zamożny, sam mój przyjazd przeraził, a gdy cyrulik szepnął że potrzeba będzie ciało egzenterować, żona nieboszczyka przyszła i do nóg mi się rzuciła, ofiarując co zażądam, bylebym nie profanował zwłok męża.
Pieniędzy nie przyjąłem, — obiecałem co będzie można i sam poszedłem do ciała, na którem widne tylko były ślady gwałtownej apopleksji. Z badania ludzi nie okazały się żadne symptomata otrucia, któreby podejrzenie rzucić mogły, uznałem więc dalsze poszukiwania przyczyn śmierci za zbyteczne... Chirurg mocno obstawał za otwarciem ciała, alem mu stanowczo oświadczył, że nie widzę tego potrzeby, uspokoiłem familję i odjechałem. Na drodze już spotkałem sprawnika i Eframowicza, którzy lecieli na miejsce... pokazałem im akt sporządzony, pokiwali głowami, zabrali go i pojechali.
Tajemne doniesienie wskazywało istotnie służącego,