Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nagle pedagog... ale nauka mospanieńku nie zawsze daje bóty i szczęście. Ot jak mnie widzisz mało nie od tego co ty zacząłem, a doszedłem do tego, że ze mnie drwią smarkacze dla tego, że mam nos gruby, zatabaczony i minę niepoczesną.
— Ale w duszy, profesorze, zarobiłeś na pokój!
— Hm, zkąd on to wziął?... prawda, dziecko, pokój tych co są z Bogiem... prawda. I choć mnie się nie ze wszystkiem udało, czemużbyś ty także nie miał spróbować?
Tak skutkiem protekcji poczciwego pedagoga, który z zapałem wziął się do ubogiego chłopaka, gdy ojciec paniczów przyjechał synów odwiedzić, wyjednano mu u niego pozwolenie chodzenia do szkoły, nie uwalniając wszakże od czyszczenia bótów i zamiatania podłogi.
Śmiano się z biedaka, który tak bardzo uczyć się pragnął, on sam pomagał do śmiechu, ale się uczył gorliwie i czego nie zrobił we dnie, dopracował w nocy snu sobie ujmując. Stary bakałarz żywo zająwszy się biedakiem, nieraz mu gasił kagańczyk obawiając się o życie jego i zdrowie, jak o własnego dziecięcia przyszłość.
— Co też to z niego będzie? mawiał zażywając tabaki, czy wielki człowiek? czy taka jak ja nieszczęśliwa ofiara, której gruby nos śmieszny zamknie wrota do wszystkiego ?
Serapion tymczasem, nie zrażony nawet śmiechem, począł uczęszczać do szkoły, siadł w ostatniej ławie pokorny, jakby prosił o przebaczenie, że się tam śmiał znajdować, i patrzał w oczy profesorom jak piesek zgłodniały, gdy prosi o chleba kawałek. Dla czego wszyscy powzięli ku niemu jakieś przywiązanie i litość? nie wiem, ale najsrożsi zapatrywali się nań z zajęciem, słuchali go z podziwieniem, niepokoili sie o niego więcej daleko niżeli o paniczów.
Ojciec paniczów, gdy Serapion po roku wziął nagrode, której żaden z synów jego nie dostał, rzekł pociągając kołnierzyki wyżej uszów czerwonych:
— Nie wiem po co się to uczy! Trochę to liźnie