Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku sobie. Tyś bardzo prosty i szczery, nie chwalisz się, nie masz tajemnic, nie przychodzisz z niczem nowem... trudno ci będzie!
Uśmiechnąłem się na tę nową radę Halma, ale zastosować się do niej nie mogłem, ceniłem w sobie kapłana nauki zbyt wysoko, bym z siebie dla grosza miał robić jakiegoś skoczka na linie. Udławiły by mnie wyrazy jakiegoś programu, który by przypominał afisze prowincjonalnych teatrów, ogłaszające za każdą razą rzecz niewidzianą jeszcze, niesłychaną i nową.
Chciałem być winien Bogu i pracy mojej to co mnie czekało, a nie słabości ludzkiej.
Tak więc pozostałem w mym cichym kątku czytając wiele, myśląc i długiemi po okolicy rozrywając się przechadzkami. Czasem spotykaliśmy się z Dr. Halmem, który pomimo swej ociężałości kochał naukę, i miał ku niej pociąg, a choć chłodny z początku, poznawszy mnie bliżej stał się życzliwym i przyjacielskim.
Z Eframowiczem widywaliśmy się mało; spodziewał się we mnie antagonisty, z którym mu walczyć przyjdzie, widząc tak obojętnym i powolnym posądzał o jakąś tajemnicę, pojąć nie mogąc, żebym dołków nie kopał i nie knuł jakiejś zdrady, wiedziałem o tem, że mi nasyłał szpiegów, że badał o mnie, i nie rychło się uspokoił, gdy nareszcie nieodwołalnie przekonał, że nie jestem złą i skrytą, ale według jego słów, tylko nic nie znaczącą istotą.
Kiedy go w miasteczku nie było, lub w gwałtownych razach, zdarzało się, że i mnie czasem wzywano dla zastąpienia go. Tu taktyka jego względem mnie była zręczna choć nieprzyjaźna, mówił o mnie mało, ale zawsze z pochwałami, gdym jednak co przepisał odmienił zaraz, kiwając głową w milczeniu na recepty i dając do zrozumienia czynem, że mnie ma za nieuka, gdy niby przez obowiązek stanu odzywał się przeciwnie. Do konsylium wzywał Halm’a, dla którego wielkie okazywał uszanowanie, lub lekarza ze wsi, mnie nigdy. Tym sposobem chciał się mnie pozbyć, alem ja nie prędko się nawet tego domyślił. Jakkolwiek mało mia-