Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

coraz się stawały przykrzejszemi, chciał już przerwać tok rozmowy i wyznań, i odezwał się:
— Zwykła to kolej rzeczy ludzkich... ale chwila ci była przeciwną, ktoż wie? druga może zmienić dolę i jaśniejszą zaświeci! Wszak masz wytrwałość i nadzieję?
— Ogromne... a naprzód w was kochani towarzysze, że mi bóty sprawicie i obmyślicie coś na pierwsze potrzeby... dużo na to rachuję...
Spojrzeli po sobie przybyli znacząco, a Serapion westchnął tylko.
— Każdy z nas, rzekł, da co może, rozłamie się chlebem z łaknącym, ale mybyśmy coś większego i droższego dać ci chcieli, radę dobrą, uczucie pokoju i ufność w Bogu, mogące wszelkie położenie osłodzić...
Longin kiwnął głową zapijając herbatę.
— No! no! rzekł, śliczne to, ale mnie tem nie odprawicie z kwitkiem... a teraz! słucham co nam ichmość powiecie...
— Serapion, zawołał Albin... powinien by nam wytłómaczyć tę suknię, którą włożył na siebie.
Kapłan spuścił oczy wilgotne, i nie opierając się tak zaczął.


— „Niechaj ta spowiedź moja przed wami, choć stare odżywi blizny, zostanie mi porachowana za grzechy moje.. gdyż nie bez wstydu i upokorzenia uczynić mi ją przychodzi.
Ale ją składani jako ofiarę przeszłości, jako słuszne zadość uczynienie za winy.
Znaliście mnie milczącem i zamkniętem w sobie dzieckiem pracy. Bóg mi błogosławił nawet w tej drodze niepewnej, którą tylko do doczesnego szczęścia zdawałem się zmierzać, nie dosyć myśląc o wiekuistem... Ale różnie On powołuje sługi swoje ku sobie, jednych jasnością oślepiającą, drugich słowem niepojętem, innych boleścią wielką...
Dla mnie ta ostatnia przeznaczoną była.