Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to muszą być słodkie paskudztwa... daj przynajmniej szklankę, któż naparstkiem pije...
Służący postawił tacę zdziwiony przemową i figurą przyjaciela kotłówki, a Longin wybrał wreszcie znany mu dawniej Cognac, którego wprzód z flaszki powąchał zdając się dosyć zadowolony. — Wszyscy unikali nań patrzeć wstydząc się za biedaka, ale on wcale się nie sromał nałogu, który go opanował.
— To niezłe! rzekł spluwając po wypiciu — coś niby species starki, znałem to dawniej, dziś zszedłem na demagogiczną siwuchę, ale też to konsolacja jedyna i nie droga dla biednych, jak ja ludzi, a prawie wszędzie i o każdej dnia godzinie dostać jej można. Gdy raz dobierze się do żołądka ani poznać czy to konjak trzy-rublowy, czy prościuchna za dwa złote... bo w kiszkach jak w grobie wszyscy równi...
To mówiąc łakomie haust powtórzył.
Odnosili tacę, gdy we drzwiach ukazał się siwy zupełnie, dobrze stary, w wyszarzanej surducinie mężczyzna dosyć gruby, blady, z wyrazem przybranej, ale źle odegrywanej powagi — nie poznano go zrazu, ale Longin, którego oczy widziały jaśniej po Cognacu wskazał w nim doktora Baltazara.
— A witajże nam, witaj! kollego! — poczęli wszyscy otaczając go — jeszcze jeden! — chwała Bogu; gdyby nie Jordan bylibyśmy wszyscy słowa sobie dotrzymali.
— Będziecie i jego mieli jak sądzę, stawiając kij wyślizgany od noszenia i pokrywając go nie mniej wyszarzaną czapką, a sam po przywitaniu siadając, odparł Baltazar... Jordan wiem że jest w mieście, ale się spóźnił na Łotoczek, szuka zapewne nas... i znajdzie niewątpliwie.
— Ha! więc jesteśmy w zupełnym komplecie, i śmierć dobrodziejka nikogo nam nie wzięła... zawołał Teofil — bravo! bravo!
— Ale czas praktykował nas nielitościwie, rozśmiał się Longin — co za zmiany! aj! horresco refrens, gdybym był referentem.