Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

topię, ścinam, eliminuję, i dopiero poczyna się utopja moja, gdy człowiek do człowieka podobni będą jak dwie kropli wody.
Naówczas nie ma już nic trudnego — jedną polewką karmię naród cały, jedną dlań suknię kroję na warsztacie, jednakowe cele buduję dla wszystkich i największą zaprowadzam równość, a zatem zbawienną władzę dyktatorską, któraby to w karbach trzymała.
Możeż być co szczęśliwszego nad tak urządzoną ludzkość?
— Przyznam ci się, żebym do niej należeć nie chciał, rzekł śmiejąc się Longin, zaraz bym przeciw tobie bunt podniósł...
— Nimbyś o nim pomyślał jużbyś był wyeliminowanym, odpowiedział Konrad — ja odradzam społeczność takiem wychowaniem, które doskonałą równość zaprowadzi, nie dałbym ci więc wyrość na oponenta i wichrzyciela, a gdybyś się nie chciał poprawić... ha! są i na to sposoby.:
Nielitościwie śmiać się poczęto z tej nowej rzeczypospolitej Konrada, który się wcale nie zmięszał.
— Żartowałem, rzekł, jest to sobie tak utopja cellularna... jak inne... ale u mnie się ich do tuzina znajdzie na usługi wasze.... Tak! jest to prawda, zrównać ludzi trudno, ale jest na to inny sposób — zawsze jednak na tem oparty, aby nikomu osobistej nie zostawiać swobody, wszystko ująć w kluby sprężyste, ścisnąć i kierować każdym ruchem... dla szczęścia i pomyślności ogólnej. Dziś ludzie idą samopas, każdy sobie, potrzeba dozoru i władzy dla szczęścia, zawsze dla szczęścia wszystkich... ludzie są dziećmi...
— Ale któż będzie nauczycielem i wodzem, kiedy wszyscy dzieci? zapytał Baltazar.
— Dojrzalsi i — system, raz tylko niech będzie system...
— A któż ma zbudować tę arkę zbawienia? te same dzieci?:
Konrad mocno był zakłopotany, pocierał czoło i dumał.