Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wołuje siłę, jeśli w proch nie zetrze od razu, a wieleż charakterów wytrysło z poniżenia i zrodziły się odrzuceniem?
Słabi tylko giną w objęciach przeciwności, silni się karmią u jej piersi.
Takim był ten młody chłopak w górę pogodne podnoszący czoło, na którem byś próżno szukał wyraźnego napisu palca Bożego — oto człowiek! patrząc nań nic przeczuwać nie mogłeś; natura przeznaczając go na długie prześladowania, próby i walkę upartą, osłoniła w nim wielką duszę najpospolitszą powierzchownością, tak jak robaczkom toczącym ziemię daje kolor ziemi, a stworzeniom wód kolor wody. Twarz jego nic nie mówiła, ani obiecywała; spokojną była, startą, ciemną, i mijając ją nie doznawałeś wzruszenia, jakie czujesz na widok ludzi co noszą na obliczu całe przeznaczenie i historją swej przyszłości. Oczy jego nie miały blasku, patrzały spokojnie, nie spieszyły się w świat poglądać, usta zdawały się nic nie mieć do powiedzenia, czoło nie promieniało się myślą, ani się pomarszczyło pracą i cierpieniem; twarz obumarłą się zdawała i bladą, i młodości nawet nie kwiecił ją rumieniec.
Ale wpatrzywszy się w nią, dojrzałeś łatwo, że nie była ulepioną z ciała wiotkiego, co rychło więdnieje i osuwa się, ale z marmuru twardego wykutą. Dla tego żadne przelotne wrażenie wypiętnować się na niej nie mogło, żadne cierpienie nic z niej nie zdjęło, nic jej nie dodało.
Uczucie przechodziło po niej jak woda deszczów po starym omszonym kamieniu, który zczernieje na chwilkę i osycha zaraz pierwszym słońca błyskiem. Twarz to była zagadkowa i tajemniczą jak grób, wyuczona milczeć, drażniąca swym spokojem upartym, wiecznie na siedem zamknięta pieczęci. Czasem poryw młodości wywołał z niej iskierkę, błysk przelotny, płomyk życia, oświecił ją, ogrzał, otworzył, ale wnet nawyknienie posągowe wracało, i cisza znowu ją swoim odziewała całunem.
Znaliśmy go pod imieniem Milczka, a że nazwiska