Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spać się zachciało i drzemano do rana, a Cymbuś choć się nic nie uczył, pomagał do tego wyśmienicie. Spiąć chrapał, a muzyka ta nocna miała tyle i tak dziwacznej rozmaitości, że się czasem godzinami jej przysłuchiwano fizjologicznie badając ten dziwny fenomen fonetyczny.
Przygotowania do półrocznych egzaminów, potem do rocznych i całkowitych, były to najznakomitsze epoki w tem życiu, zresztą jednostajnem, choć w istocie rozmaitości pełnem. Nie dojrzało jej obce oko, zawsze też same widzące twarze, też same postacie w jednych powracające godzinach, lecz ileż tam dla nich było ważnych wypadków!
Rozmowy same już się stawały faktami znakomitemi, prócz tego każdy coś obok siebie znalazł co na nim robiło wrażenie, przynosił jakąś szczyptę do wspólnego ula, wrażenie, pytanie, wątpliwość, choćby humor i usposobienie. Konrad był wonią z większego świata, Cyryll w nauce czynił odkrycia, Teofil zachwycał się coraz czem innem i kazał nam podzielać swe entuzjazmy, Longin szyderstwy myśl podbudzał a marzeniami swemi nasze podsycał, Albin często listem z domu odebranym przejęty wchodził zamyślony pośród nas, każdemu jakąś oddaloną przypominając westchnieniem.
A ileż to szału i uciechy sprawiała każda nowa książka, każda wyśpiewana gdzieś daleko poezja, każdy wypadek, któryśmy sobie najfałszywiej tłómaczyli po dziecinnemu!
Szczególniej zjawiska świata umysłowego, które dziś dla nas tak spowszedniały, ileż to robiły przyjemności! jak upragnione zjawiały się przepisywane nocą, wychwycone z rąk zazdrośnych — jakeśmy je zaraz na pamięć umieli i brali do serca.
Nie wiem czy kiedy wznowi się już ten zapał święty z jakim naówczas najmniejsza drobnostka przyjmowaną była. Wprawdzie Longin zawsze znalazł coś do krytykowania w arcydziele i sparodjować je potrafił, ale w oczach milczącego Serapiona ileż to razy dostrzegliśmy łzę skrywaną! Poczciwy Albin klękał i ręce