Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/750

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
190

— Mój Boże, rzekła w sobie — jaki on piękny — ale jak on inny!
— Już jakeśmy ciebie radzi widzieć, odezwał się zawszo cicho pan Bartłomiéj, to tylko jeden Pan Bóg wiedzieć może, ale pozwól sobie powiedzieć, kochany Adolfie, żeś wielką popełnił nieostrożność przyjeżdżając do nas.
— Ot to! jeszcze go będziesz za to łajał! ofuknęła jejmość — słyszycie!
— A no będę, odparł stary — kiedy się to już tak zrobiło, źle czy dobrze, żeśmy się syna wyrzekli, żeby mu nasza wódka całe życie za kołnierzem nie śmierdziała, to już trzeba, moja jéjmość, dotrzymać do końca jak należy... niema rady. A tu lada nieostrożność i wszystko się gotowo wydać.
— Nic się nie wyda, rzekł Adolf smutnie, ja jutro wyjadę do dnia, alem się chciał rozmówić i poradzić z rodzicami.
— Ale! poradzić! tobie radzić! przerwał Szwarc kiwając głową, niby to ty za nas wszystkich rozumu niemasz. Juściżem i ja nie głupi i własnemu dziecku przez wielką